Powiat z innej perspektywy... (1)
Ostatni Mohikanie z Rędocina
Zostało ich tylko czterech: Henryk Rokita, jego syn Wiesław, Jan Kwapisz i Jarosław Rodak. Potrafią z kawałka gliny wyczarować cudeńka: dzbany, misy, filiżanki, ptaszki i co sobie tylko dusza zapragnie. O ile do nich ta dusza trafi; do Rędocina małej wioski na uboczu głównych turystycznych szlaków, na skraju świętokrzyskiej puszczy, w sercu Wzgórz Niekłańsko - Bliżyńskich,. Garncarzami stoi, choć zostało ich ledwie kilku. Z całą odpowiedzialnością „Ostatnimi Mohikanami” można ich zwać. A wszystko zaczęło się…
Historia garncarstwa w tej miejscowości sięga końca XIX wieku, a konkretnie 1880 roku za sprawą bogatych pokładów gliny ceramicznej tzw. ciąglicy. Glina ta została odkryta przy okazji poszukiwania i późniejszej eksploatacji rud żelaza, stanowiącej surowiec dla działających wówczas w pobliżu zakładów hutniczych. Dodatkowo bogactwo opału w postaci różnych gatunków drewna (bo wioska posadowiła się w środku lasu), w tym przede wszystkim dębowego i bukowego, pozwoliło na rozwinięcie się garncarstwa. Bowiem pamiętać trzeba, że w tym okresie na wsiach masowo używano naczyń wyłącznie z gliny. Nie inaczej było w regionie świętokrzyskim.
Ne zachowały się niestety żadne dokumenty opisujące genezę tego rzemiosła. Tak więc część historyków uważa, że zajęciem tym parali się garncarze przybyli tu z położonego nieopodal Chęcin Sobkowa. Ale z wiadomości przekazywanych z ust do ust wiadomo, że pierwszym garncarzem był Krawczyński, który do Rędocina trafił z Kamionki. Spod jego rąk wychodziły garnki użytkowe, przede wszystkim dwojaki, misy, kubki oraz specjalne garnki do przechowywania mleka i robienia masła. Zaopatrywali się w nie, nie tylko mieszkańcy okolicznych miejscowości. Gros kupowali na pniu kupcy, przeważnie Żydzi, którzy rozwozili je nie tylko po regionie. Stąd sława „gliniaków” z Rędocina sięgała setki kilometrów stąd. Można było je kupić na targach Małopolski, Podkarpacia i przede wszystkim Mazowsza.
W czasie II wojny światowej produktami z Rędocina zainteresował się hitlerowski okupant. Mieszkańcy, aby przeżyć, na jego zamówienie wykonywali przede wszystkim misy i doniczki na kwiaty. Były to akcesoria wykorzystywane w miejskich ogrodach. Tak więc robili je m.in. Rokitowie i Rożkowie.
Po wojnie wszystkie gliniane wyroby były wykonywane na zlecenie „Cepelii”, a po jej rozwiązaniu rzemieślnicy szukali zbytu na własną rękę, sprzedając wyroby po jarmarkach, targach i różnych folklorystycznych imprezach, na których prezentowane było rękodzieło ludowe.
Aktywnie uczestniczą w imprezach organizowanych w Iłży, Kazimierzu nad Wisłą czy Krakowie, gdzie na oczach widzów na kole garncarskim „wyczarowują” z kawałka gliny różne cudeńka. Ale najwięcej wyrobów można kupić na miejscu. I choć wioska leży nieco na uboczu, to ostatnio często zaglądają tutaj kolekcjonerzy i osoby poszukujące wyrobów ludowych, nie tylko z Polski. Niedawno Rędocin odwiedzili Włosi i Niemcy. Poza tym przyjeżdżają studenci i uczniowie szkół plastycznych, poznając tajniki pracy na kole garncarskim.
Wszystkim zainteresowanym przypominam, że do Rędocina można dotrzeć w dwojaki sposób. Od szosy Skarżysko – Końskie w Piętach kierując się na Mroczków i mijając tę wieś po kilku kilometrach jazdy przez las jesteśmy u celu.
Druga droga prowadzi z Szydłowca przez Chlewiska, po czym skręcając w lewo (w kierunku Aleksandrowa) po kilku kilometrach dojeżdżamy do Huty. Tam jeszcze raz w lewo przez Majdanki i Borki docieramy do Rędocina.
Zostało ich tylko czterech: Henryk Rokita, jego syn Wiesław, Jan Kwapisz i Jarosław Rodak. Potrafią z kawałka gliny wyczarować cudeńka: dzbany, misy, filiżanki, ptaszki i co sobie tylko dusza zapragnie. O ile do nich ta dusza trafi; do Rędocina małej wioski na uboczu głównych turystycznych szlaków, na skraju świętokrzyskiej puszczy, w sercu Wzgórz Niekłańsko - Bliżyńskich,. Garncarzami stoi, choć zostało ich ledwie kilku. Z całą odpowiedzialnością „Ostatnimi Mohikanami” można ich zwać. A wszystko zaczęło się…
Historia garncarstwa w tej miejscowości sięga końca XIX wieku, a konkretnie 1880 roku za sprawą bogatych pokładów gliny ceramicznej tzw. ciąglicy. Glina ta została odkryta przy okazji poszukiwania i późniejszej eksploatacji rud żelaza, stanowiącej surowiec dla działających wówczas w pobliżu zakładów hutniczych. Dodatkowo bogactwo opału w postaci różnych gatunków drewna (bo wioska posadowiła się w środku lasu), w tym przede wszystkim dębowego i bukowego, pozwoliło na rozwinięcie się garncarstwa. Bowiem pamiętać trzeba, że w tym okresie na wsiach masowo używano naczyń wyłącznie z gliny. Nie inaczej było w regionie świętokrzyskim.
Ne zachowały się niestety żadne dokumenty opisujące genezę tego rzemiosła. Tak więc część historyków uważa, że zajęciem tym parali się garncarze przybyli tu z położonego nieopodal Chęcin Sobkowa. Ale z wiadomości przekazywanych z ust do ust wiadomo, że pierwszym garncarzem był Krawczyński, który do Rędocina trafił z Kamionki. Spod jego rąk wychodziły garnki użytkowe, przede wszystkim dwojaki, misy, kubki oraz specjalne garnki do przechowywania mleka i robienia masła. Zaopatrywali się w nie, nie tylko mieszkańcy okolicznych miejscowości. Gros kupowali na pniu kupcy, przeważnie Żydzi, którzy rozwozili je nie tylko po regionie. Stąd sława „gliniaków” z Rędocina sięgała setki kilometrów stąd. Można było je kupić na targach Małopolski, Podkarpacia i przede wszystkim Mazowsza.
W czasie II wojny światowej produktami z Rędocina zainteresował się hitlerowski okupant. Mieszkańcy, aby przeżyć, na jego zamówienie wykonywali przede wszystkim misy i doniczki na kwiaty. Były to akcesoria wykorzystywane w miejskich ogrodach. Tak więc robili je m.in. Rokitowie i Rożkowie.
Po wojnie wszystkie gliniane wyroby były wykonywane na zlecenie „Cepelii”, a po jej rozwiązaniu rzemieślnicy szukali zbytu na własną rękę, sprzedając wyroby po jarmarkach, targach i różnych folklorystycznych imprezach, na których prezentowane było rękodzieło ludowe.
Aktywnie uczestniczą w imprezach organizowanych w Iłży, Kazimierzu nad Wisłą czy Krakowie, gdzie na oczach widzów na kole garncarskim „wyczarowują” z kawałka gliny różne cudeńka. Ale najwięcej wyrobów można kupić na miejscu. I choć wioska leży nieco na uboczu, to ostatnio często zaglądają tutaj kolekcjonerzy i osoby poszukujące wyrobów ludowych, nie tylko z Polski. Niedawno Rędocin odwiedzili Włosi i Niemcy. Poza tym przyjeżdżają studenci i uczniowie szkół plastycznych, poznając tajniki pracy na kole garncarskim.
Wszystkim zainteresowanym przypominam, że do Rędocina można dotrzeć w dwojaki sposób. Od szosy Skarżysko – Końskie w Piętach kierując się na Mroczków i mijając tę wieś po kilku kilometrach jazdy przez las jesteśmy u celu.
Druga droga prowadzi z Szydłowca przez Chlewiska, po czym skręcając w lewo (w kierunku Aleksandrowa) po kilku kilometrach dojeżdżamy do Huty. Tam jeszcze raz w lewo przez Majdanki i Borki docieramy do Rędocina.
Tekst: Zbigniew Piotr Kotarba
Zdjęcia: Zbigniew Piotr Kotarba i Zbigniew Półtorak
skomentowany przez: uvex bis
skomentowany przez: No tak to jest
skomentowany przez: Pan ze wsi
skomentowany przez: Patryjota
skomentowany przez: Olopek
skomentowany przez: Mieszkaniec